Przejdź do głównej zawartości

Koc na krzesłach

Małe dzieci bawią się w budowanie domów z koca i krzeseł. Większe dzieci obmacują się na dyskotekach, chodzą za rękę do kina albo na film. Jeszcze większe bawią się w mieszkanie ze sobą i wspólne radzenie sobie w problemach życia codziennego. Nie chcą jednak brać ślubu, bo to uderza w ich wolność. 

Dzielna decyzja, wymagająca dużo odwagi cywilnej. Być ze sobą razem na stopie pełnej wolności. Czysta miłość i przyjaźń. Jeśli pokusić się o spojrzenie na całe życie przeciętnego człowieka to jego dzieciństwo trwa najkrócej, to mgnienie w zestawieniu z całością. 

Wiek młodzieńczy też trwa króciutko, choć niektórzy na siłę go chcą rozciągnąć to nieubłaganie przychodzi czas dojrzałości. Choć dziecko ślini się do praw młodzieńca a młodzieniec brzydząc się starości widzi duże możliwości w swej dorosłości to i tak nieunikniona jest najdłuższa ze wszystkich części filmu – starość. 

Odwaga młodzieńcza przekształca się z każdym życiowym problemem, doświadczenia uczą bowiem przezorności. Tak jak pusta, dziecięca głowa jest idealna do psocenia i wszechobecnej zabawy tak dorosłość uczy przewidywania i prób zabezpieczenia przed ewentualną bubą życiową. 

Wolność, iluzoryczny i trudny do opisania stan sąsiaduje równie iluzorycznymi ale jednak troszkę bardziej konkretnymi lękami. A co jeśli jedno z wolnościowej pary trafi do szpitala? A co jeśli jedno wpadnie pod samochód? No co, no nic. 

Dlaczego jedna z dwóch osób, o której system funkcjonowania społeczeństwa nic nie wie, ma mieć prawo dowiadywania się o stanie zdrowia kogoś w szpitalu? Można przecież było iść przed wypadkiem do notariusza i sobie przygotować odpowiednie papiery na każdą wymyśloną okoliczność. 

Wolność ma swoją cenę. Wolność to taka jakby odwaga. Są więc związki konkubentów, to zawsze będzie mi się już kojarzyć z programem 997, gdzie konkubent w stanie upojenia alkoholowego, lub po tak zwanej libacji dokonuje jakiegoś spektakularnego aktu przemocy domowej.

 Związki partnerskie mają zostać zalegalizowane. No przecież jest taki proces legalizacji związku dwojga ludzi. Nazywa się ślubem cywilnym. Dwoje ludzi łamie zasady iluzorycznej wolności w imię wspólnego poczucia bezpieczeństwa. Dzięki temu mogą nabyć pewne dodatkowe prawa. Mogą też sobie doprecyzować swoimi umowami, czego nie będą robić. Na ten przykład mogą nie chcieć zmieniać swoich nazwisk. Mogą nie chcieć zostawiać swojej ukochanej osobie kasy po swojej śmierci i przekazać ją bardziej potrzebującym, choćby caritas. Oni zawsze potrzebują kasy. Mogą wreszcie rozdzielać swój majątek określać co zostanie któremu, po kim. 

No tak, ale niektórzy nie chcą przed pracownikiem urzędu stanu cywilnego nic tam recytować i nie chcą mieć sprawy rozwodowej jeśli znudzi im się związek. Czyli będą mieli taki ślub light. Można też pomyśleć o stopniowaniu formalizacji związków. Powiedzmy 5 pakietów. Pakiet pierwszy taki ślub na bardzo niby a pakiet ostatni to dla ortodoksów społecznych. Jak dla mnie to bzdet. 

Może w ten sposób kogoś urażę ale jeśli się bawimy w bycie razem, to sobie mieszkamy, bzykamy się, jemy pijemy i nie wiążemy się ze sobą żadną formalizacją. Każdego dnia mówimy sobie, nie używając słów, nic nie planuję kochanie. Może jutro się zakocham bardziej, może się z tobą pokłócę i pojadę w siną dal. Nie oczekuj, nie planuj, ciesz się chwilą tak jak i ja się nią cieszę. Odważne, piękne, tymczasowe. 

Jeśli zaczynamy zżywać się z tą drugą osobą, chcemy wykreować nowego człowieka i dać potem pisklakowi miłość i schronienie aby miał swoje dzieciństwo radosne i ciepłe to warto zawrzeć umowę. Moim zdaniem, choć w młodzieńczym wieku miałem inne, pięknym momentem życia jest obiecać kochanej przez siebie osobie, że się jej nie opuści w potrzebie. Piękne jest też to, że można obiecać to przy zgromadzonych wg własnego uznania bliskich osobach. Jak każda iluzoryczność życia, tak i ta ma swoją energię. Ta energia przyda się do wychowania dzieci. A tu chciałbym też nadmienić, że to również bardzo krótki okres w życiu człowieka, mało tego okres, który można bezpowrotnie przegapić fundując sobie długie lata frustracji. 

Związki partnerskie płyną na fali homoseksualizmu. Dostrzeżenia go i uszanowania. Nie powiem aby było dla mnie tak łatwe zrozumienie i wczucie się w ten problem. Choć znam kilka, może kilkanaście osób (diabli wiedzą ile znam, choć o tym nie wiem), które są homoseksualne to nadal abstrakcyjne wydają mi się ich małżeństwa, czy też legalne związki partnerskie. 

Jeśli jednak kwestie sypialniane odsunąć z pola wyobrażeń zostaje coś, co nazwiemy miłością i potrzebą bliskości. Nadal w takich wyobrażeniach łatwiej będzie mi zamontować parę lesbijek, które maja zrozumiały dla mnie chujowstręt. Potrafię bez problemu wyobrazić sobie, że te dwie kobiety chcą mieszkać razem, budzić się i zasypiać, chcą być blisko siebie i razem żyć. Nie można ich miłości i chęci wspólnego podróżowanie przez życie umniejszać. Moim zdaniem powinny brać ze sobą normalny ślub, gdzie coś sobie wzajemnie obiecują. Gdzie nabywają prawa i żyją w większym poczuciu bezpieczeństwa. 

 Ślub kościelny, ehh jak ktoś chce to może sobie nawet posolić ubranie, może też brać sobie śluby kościelne. Jeśli potrzeba komuś nauk życia w rodzinie prowadzonych przez pracowników pozbawionych prawa do życia w rodzinie, sfrustrowanych seksualnie i przekonanych o swojej wyższości moralnej to czemu nie. Dla nich kasa ze ślubu jest bardzo ważna. W zamian dają dużo, choćby eee, albo eee no nic mi nie przychodzi do głowy, co ceremonia spod znaku miejsca ostatecznej kaźni syna bożego z trójjednej formy boskiej wnosi. Opinia kościoła w sprawie homoseksualistów obchodzi mnie chyba mniej niż wyżej wymienione lesbijki obchodzi długość worka mosznowego zmarzniętego starca na przystanku autobusowym. 

Moim zdaniem sprawa jest prosta. Albo jest nieformalnie – wolnościowo, albo jest formalnie z nabytym pakietem uprawnień albo dla użytkowników wtajemniczonych formalnie ale z precyzyjnie dobranymi prawami (np. dla starego milionera i pięknej dziuni). Pozostałe rozwiązania nie są dla mnie zrozumiałe, chcą zalegalizowanego związku takiego jak ślub ale nie chcą ślubu, trochę jak z dziewicą która chciałaby seksu ale też i zachować dziewictwo. Jak ktoś się boi no to dupa.

Dopisane 27 stycznia.
Tak jak z fotoradarami tak i dyskusja o homoseksualistach, o związkach partnerskich to tylko 'dym i huk'. W kuluarach sejmowych znowu coś zostało ugrane, ktoś komuś pomoże w zamian za kasiorę z budżetu. Ten rysunek dobrze to oddaje.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak działa lodówka turystyczna

Już kiedy mieliśmy z Ulą naszą przyczepę kempingową męczyło mnie jak, do diaska, działa lodówka zasilana gazem. W tych sprytnych urządzeniach możemy sobie wybierać, czy chcemy zasilać je prądem stałym o napięciu 12 V, zmiennym 230 albo gazem.  Przy przełączeniu na gaz trzeba było zapalić płomyk, który w mały okienku wewnątrz lodówki stanowił dobry znak początku schładzania.

Gotowanie: Placki ziemniaczane i indukcja magnetyczna

Smażenie placków ziemniaczanych, można śmiało stwierdzić, spotyka się ze społecznym potępieniem. Ze względu na tłuszcz no i na same ziemniaki, od których nazwa placka się wywodzi. Faktycznie nawet używanie dobrej patelni nie pomaga, bo chłoną one to na czym są smażone jak gąbka. Wziąwszy do ręki takiego placka (już lekko ostudzonego) można z niego z pół kieliszka łoju wycisnąć. Zbyszko z Bogdańca prawdopodobnie wycisnął by cały kieliszek co i tak nie byłoby w stanie dorównać wynikom Chucka Norrisa w tej materii. Po co jest tłuszcz? Tłuszcz w potrawie jest nośnikiem zapachu i niektórych smaków. To w nim rozpuszczone są estry, które nadają potrawom unikalny smak. Podczas obróbki termicznej przenoszą ciepło z powierzchni patelni, są takim wymiennikiem ciepła. Smażenie placka jest więc dużo szybsze niż gdybyśmy chcieli zrobić go na sucho. Zresztą dlatego tak popularne jest smażenie na głębokim tłuszczu. Można szybko przygotować potrawę. Smażenie na głębokim tłuszczu, choć brzmi

O Smoleńsku pisze doświadczony pilot - warto przeczytać

Przeczytałem na FB a nie chciałbym, aby ten wartościowy tekst autorstwa Pana Jerzego Grzędzielskiego gdzieś zaginął Doczekałem się pięknej, wolnej Polski. Nie chcę jej stracić, o katastrofie smoleńskiej mam prawo mówić. Poświęciłem lotnictwu niemal 50 lat, z czego jako kapitan w liniach lotniczych ponad 30. Przewiozłem bezpiecznie miliony pasażerów od Alaski po Australię, od Tokio i wyspę Guam na środku Pacyfiku po Amerykę Północną i Południową. W cywilizowanym świecie do kokpitu samolotu wiozącego VIP-ów nikt nie ma wstępu. Dam przykład: w 2013 roku pani kanclerz Merkel leciała ze swą świtą do Indii. Samolotu nie wpuszczono w przestrzeń powietrzną Iranu. Kapitan prawie dwie godziny krążył po stronie tureckiej, po uzyskaniu zgody poleciał dalej. Pani kanclerz dowiedziała się o tym siedem godzin po wylądowaniu. Proszę sobie wyobrazić naszą polityczną gawiedź. Pewnie kapitana wyrzucono by za burtę, a politycy sami wiedzieliby najlepiej co robić.