Przejdź do głównej zawartości

skoki spadochronowe - co dalej?



Cel to pierwszy mentalny krok do podjęcia aktywności. Wyznaczamy sobie maleńkie, większe, olbrzymie i również te nieziszczalne cele. Jeśli idziemy na kurs spadochronowy to celem jest jego ukończenie lub po prostu wyskoczenie z samolotu.

Jeśli już skończymy kurs i możemy skakać z samolotu, to okazuje się, że kolejny cel nie jest już tak prosty.
Świat przygotowany jest lepiej lub gorzej na realizowanie naszych celów. Może patrząc z drugiej strony nasze oczekiwania i ustawiane cele są lepiej lub gorzej dostosowane do otaczającej rzeczywistości.

Szkolenia spadochronowe zostały już wchłonięte przez komercyjne realia. I jeśli tyko komuś wpadnie to do głowy to sobie znajdzie instruktorów, z którymi zrealizuje swój pomysł.
Po zakończeniu szkolenia coś się jednak zmieni. Cel będzie trudniej osiągalny, bo rzeczywistość już tak się nie zagina wokół szanownego klienta.
Trzeba troszkę popracować nad swoim szczęściem. Zdobywanie indywidualnych umiejętności jest w miarę proste. Trzeba znaleźć instruktora lub doświadczonego skoczka, wynająć go na kilka skoków i podkręcić swoje możliwości do latania z innymi skoczkami. To jeszcze jest proste.

Ale to zrobić, żeby wspólnie trenować? Co zrobić, aby mieć dalej satysfakcję ze skakania, uczyć się więcej i nie marnować skoków? To dość powszechny problem, można zobaczyć że ludzie kończą karierę zaraz po szkoleniu AFF (pewnie celem było zaliczenie kursu i już) lub po jakiś 100 skokach.
Moim zdaniem warto inwestować w znajomości nawet jeśli pozornie wydają się nieopłacalne. Młodzi skoczkowie starają się podczepić do tak zwanych starych. Starzy choć są mile połechtani po szczecinie ich ego to nie bardzo im po drodze odpowiadać na pytania a tym bardziej latać z 'malepetami'.

Tak więc związek młodych ze starymi jest trudnym małżeństwem i kończy się rozwodem w złości. Związek też nie rokuje bo starzy wcale nie muszą umieć przekazać swojej wiedzy. Wyglądają na doświadczonych, mówią że są doświadczeni ale na proste pytania przewracają się kołami do góry i pozostaje im tylko skwitować to jakimś rubasznym żartem.
Aby latać razem trzeba dobrze czuć się razem na ziemi. Sam skok to około minuty, latania na czasy jeszcze z 5. Reszta to czas na ziemi. Idźcie więc na kurs AFF całą, zgraną paczką.
Jeśli to postarajcie się kogoś poznać na kursie. Jeśli nie to użyjcie jakiegoś forum spadochronowego do tego aby poznać skoczków na swoim, podstawowym poziomie.
Mając swoją paczkę, (nawet 2 osoby to już zespół) możecie uczyć się szybciej i taniej. Wynajęcie instruktora dla dwóch osób będzie tańsze, mało tego wymieniacie się informacjami i jesteście przygotowywanie od latania razem.
Od momentu, gdy możecie już spadać obok siebie wynajmowanie coacha dzielone jest na liczbę osób w zespole.

Trzeba też określić sobie spójny, osiągalny cel. Po jego osiągnięciu można przecież na blat wziąć inny temat. Takim celem może być trening czwórkowy.
To praca zespołowa wymagająca sporego zaangażowania na ziemi i koncentracji w powietrzu. Dzięki konkretnym zasadą można w sposób jasny podjąć sportową rywalizację z innymi zespołami co może być dla niektórych charakterów dodatkowym napędem.
Trening czwórki, czyli pięciu osób, bo kamerman (odchodzi się teraz od tego określenia – zamienia się bardziej poprawnym camera person) to też członek zespołu.
Pięć osób, może sobie zorganizować wyjazd treningowy i naprawdę efektywnie zagospodarować zaoszczędzone pieniądze.

Skoki mają wtedy sens, a radość jest pomnożona przez liczbę ludzi, którzy biorą w tym udział. To jest fajna magia. Jeśli dołożyć do tego, że cześć kosztów jest dzielona przez liczbę ludzi to ten fajny element realiów może stanowić dodatkową motywację.

Komentarze

  1. Do picia piwa znaleźć można wielu. A do konkretnego treningu to już jest tragedia. Starałem się, kończyło się na obietnicach.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja jakoś nie mam problemu żeby ktoś ze mną skoczył i poćwiczył. Mało tego, zawsze skok jest omawiany przed skokiem i po nim. Myślę, że trzeba po prostu spotkać takiego "starego", z który będzie chciał skakać...a wbrew pozorom takich osób jest sporo.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jak działa lodówka turystyczna

Już kiedy mieliśmy z Ulą naszą przyczepę kempingową męczyło mnie jak, do diaska, działa lodówka zasilana gazem. W tych sprytnych urządzeniach możemy sobie wybierać, czy chcemy zasilać je prądem stałym o napięciu 12 V, zmiennym 230 albo gazem.  Przy przełączeniu na gaz trzeba było zapalić płomyk, który w mały okienku wewnątrz lodówki stanowił dobry znak początku schładzania.

Gotowanie: Placki ziemniaczane i indukcja magnetyczna

Smażenie placków ziemniaczanych, można śmiało stwierdzić, spotyka się ze społecznym potępieniem. Ze względu na tłuszcz no i na same ziemniaki, od których nazwa placka się wywodzi. Faktycznie nawet używanie dobrej patelni nie pomaga, bo chłoną one to na czym są smażone jak gąbka. Wziąwszy do ręki takiego placka (już lekko ostudzonego) można z niego z pół kieliszka łoju wycisnąć. Zbyszko z Bogdańca prawdopodobnie wycisnął by cały kieliszek co i tak nie byłoby w stanie dorównać wynikom Chucka Norrisa w tej materii. Po co jest tłuszcz? Tłuszcz w potrawie jest nośnikiem zapachu i niektórych smaków. To w nim rozpuszczone są estry, które nadają potrawom unikalny smak. Podczas obróbki termicznej przenoszą ciepło z powierzchni patelni, są takim wymiennikiem ciepła. Smażenie placka jest więc dużo szybsze niż gdybyśmy chcieli zrobić go na sucho. Zresztą dlatego tak popularne jest smażenie na głębokim tłuszczu. Można szybko przygotować potrawę. Smażenie na głębokim tłuszczu, choć brzmi

O Smoleńsku pisze doświadczony pilot - warto przeczytać

Przeczytałem na FB a nie chciałbym, aby ten wartościowy tekst autorstwa Pana Jerzego Grzędzielskiego gdzieś zaginął Doczekałem się pięknej, wolnej Polski. Nie chcę jej stracić, o katastrofie smoleńskiej mam prawo mówić. Poświęciłem lotnictwu niemal 50 lat, z czego jako kapitan w liniach lotniczych ponad 30. Przewiozłem bezpiecznie miliony pasażerów od Alaski po Australię, od Tokio i wyspę Guam na środku Pacyfiku po Amerykę Północną i Południową. W cywilizowanym świecie do kokpitu samolotu wiozącego VIP-ów nikt nie ma wstępu. Dam przykład: w 2013 roku pani kanclerz Merkel leciała ze swą świtą do Indii. Samolotu nie wpuszczono w przestrzeń powietrzną Iranu. Kapitan prawie dwie godziny krążył po stronie tureckiej, po uzyskaniu zgody poleciał dalej. Pani kanclerz dowiedziała się o tym siedem godzin po wylądowaniu. Proszę sobie wyobrazić naszą polityczną gawiedź. Pewnie kapitana wyrzucono by za burtę, a politycy sami wiedzieliby najlepiej co robić.